Najważniejsze informacje zawarte w publikacji
- Ks. Jan Kaczkowski przeżył 39 lat (1977-2016), był kimś więcej niż duchownym – był człowiekiem, który nie bał się mówić o słabości, cierpieniu i śmierci z odwagą i czułością. Z glejakiem mózgu żył przez kilka lat, ale zamiast się wycofać, dawał innym nadzieję.
- W prostych słowach i gestach uczył, że prawdziwe życie to nie czekanie na lepszy moment, ale bycie tu i teraz – całym sobą.
- Jego relacja z rodziną, przyjaźń z Patrykiem Galewskim i działalność w Puckim Hospicjum pokazują, że miłość ma wiele twarzy – i żadna z nich nie gaśnie wraz ze śmiercią.
- Jego ostatnie zdjęcie – spokojne, ciche, z lekkim uśmiechem – mówi więcej niż kazania: że wszystko jest łaską. Dziś, kilka lat po jego odejściu, jego słowa wciąż uczą nas prostego, ale najtrudniejszego: jak kochać, jak przebaczać, jak żyć. Bo jak sam mówił – „dobro jest uparte” i zawsze znajdzie drogę, nawet w ciemności.
Kim był ks. Jan Kaczkowski?
Urodził się w Gdyni, 19 lipca 1977 roku. Od dziecka był wrażliwy, trochę nieśmiały, ale z ogromnym poczuciem humoru.
Wychowywał się w kochającej rodzinie – mama, biologiczka, i tata, nauczyciel, zaszczepili w nim szacunek do życia i ludzi. Kiedyś powiedział, że „dom nauczył mnie uważności na drugiego człowieka – nawet tego, który jest inny, trudny, albo zagubiony”. Właśnie ta uważność stała się jego znakiem rozpoznawczym.
Święcenia kapłańskie przyjął w 2002 roku. Pracował jako katecheta, duszpasterz, a z czasem stworzył coś, co miało zmienić setki ludzkich historii – hospicjum w Pucku. Miejsce, w którym godność człowieka była ważniejsza niż wszystko inne. Nie tylko towarzyszył ludziom w odchodzeniu, ale też pomagał im pogodzić się z życiem – takim, jakie było.
„Jan Kaczkowski. Życie pod prąd” Przemysław Wilczyński – cudownie inspirująca biografia! [Video]
Diagnoza, która zmieniła wszystko
W 2012 roku usłyszał diagnozę, która brzmiała jak wyrok – glejak mózgu. Nie ukrywał choroby, nie uciekał od niej. Wręcz przeciwnie – mówił o niej głośno, często z humorem, czasem z ironią, zawsze jednak z ogromną pokorą.
„Jestem onkocelebrytą” – żartował, gdy zaczęto go zapraszać do programów i wywiadów. Ale za tym żartem kryło się coś głębszego – chęć, by oswoić lęk. Nie tylko swój, ale i nasz.
W jednym z wywiadów powiedział: „Nie boję się śmierci. Boję się tylko, że zabraknie mi czasu na miłość.” To zdanie stało się jego przesłaniem – i do dziś porusza serca tych, którzy o nim czytają lub oglądają jego ostatnie zdjęcia.
Życie na pełnej petardzie
Tak nazwał jedną ze swoich książek – i tak żył. Z pasją, z odwagą, z błyskiem w oku. Mówił, że choroba to nie kara, tylko „sytuacja życiowa, którą trzeba przeżyć uczciwie”. Zamiast się wycofać, jeszcze mocniej zaangażował się w pomoc innym.
Spotykał się z młodzieżą, prowadził konferencje, pisał, żartował, wzruszał. Potrafił w jednym zdaniu zmieścić całą prawdę o życiu: „Nie marnuj czasu na udawanie, że masz go nieskończenie dużo.”
Patrząc na jego nagrania i zdjęcia z tamtego czasu – uśmiechniętego, łysiejącego po chemii, w grubych okularach, z tym charakterystycznym ciepłym spojrzeniem – trudno nie poczuć wdzięczności. Był kimś, kto niósł światło nawet wtedy, gdy sam gasł.
Rodzina i bliscy – korzenie, które trzymały go przy życiu
Choć był księdzem, nigdy nie przestał być synem, przyjacielem i po prostu – człowiekiem. O swojej rodzinie mówił z czułością i wdzięcznością. Rodzice ks. Jana Kaczkowskiego byli jego największym wsparciem – mama, naukowczyni, i tata, nauczyciel biologii, towarzyszyli mu do końca, z troską i spokojem.
W jednym z wywiadów wspominał: „To moi rodzice nauczyli mnie, że miłość to codzienna obecność, a nie wielkie słowa.”
Relacja z ojcem miała dla niego szczególne znaczenie. Kiedy choroba postępowała, mówił, że najbardziej boi się nie bólu, ale tego, że jego bliscy będą cierpieć bardziej niż on sam. W jednym z ostatnich listów napisał: „Tata, dziękuję, że nigdy nie bałeś się płakać przy mnie.” Ta prostota emocji, ciepło i szczerość – były w nim zawsze.
Przyjaźń, która nie kończy się ze śmiercią
W jego życiu pojawił się ktoś wyjątkowy – Patryk Galewski, młody chłopak, którego ks. Jan poznał w trudnym momencie jego życia. Był po przejściach, zagubiony, bez planu na przyszłość. Kaczkowski zobaczył w nim dobro. Dał mu szansę, a z czasem między nimi narodziła się niezwykła więź.
Patryk został jego przyjacielem i niemal duchowym synem. To właśnie on do dziś opowiada o księdzu z Pucka jako o człowieku, który nauczył go, co znaczy prawdziwe życie. Po śmierci ks. Jana, Patryk kontynuuje jego misję – prowadzi warsztaty, spotyka się z młodzieżą, mówi o odwadze, szczerości i przebaczeniu.
Ich historia pokazuje, że miłość duchowa potrafi przetrwać wszystko – nawet śmierć.
Ostatnie zdjęcie – spokojny uśmiech, który mówi więcej niż słowa
W sieci krąży jego ostatnie zdjęcie – szczupły, blady, ale z oczami pełnymi pokoju. Nie ma na nim patosu, tylko cisza i akceptacja. Patrząc na tę fotografię, trudno nie pomyśleć, że Jan naprawdę był gotów. Wiedział, że odchodzi, ale zamiast się bać, wciąż żartował i powtarzał: „Nie panikujmy. Wszystko jest łaską.”
To zdjęcie stało się symbolem jego życia – prostego, prawdziwego, pełnego światła. W jednym z ostatnich nagrań mówił: „Nie chodzi o to, żeby żyć długo. Chodzi o to, żeby żyć dobrze.” Te słowa brzmią jak testament. I jak obietnica, że światło, które w sobie niósł, nigdy nie zgaśnie.

Ks. Jan Kaczkowski o miłości, która nie przemija
Choć był księdzem, mówił o miłości w sposób, który trafiał do każdego – wierzącego i nie. Ciepły, ludzki, często z humorem, ale zawsze prawdziwy. Dla niego miłość nie była słowem, ale działaniem. Powtarzał: „Kochać to znaczy być, nawet kiedy nie wiesz, co powiedzieć.”
W swoich książkach i rozmowach często podkreślał, że największym darem, jaki możemy dać drugiemu człowiekowi, jest obecność. Nie pieniądze, nie słowa, nie gesty – ale zwykłe „jestem”. Mówił, że Bóg jest w tych drobnych, codziennych miłościach – w herbacie zrobionej o poranku, w telefonie do przyjaciela, w czułym spojrzeniu. W jednym z cytatów napisał: „Miłość to decyzja, nie emocja. Bo emocje przemijają, a decyzja trwa.”
Dziedzictwo, które wciąż rozświetla codzienność
Największym dziełem ks. Jana pozostaje Puckie Hospicjum – miejsce, w którym godność człowieka jest ważniejsza niż choroba. Zbudował je nie tylko z cegieł i funduszy, ale przede wszystkim z zaufania. Zaufania, że nawet w najtrudniejszych chwilach można trzymać kogoś za rękę i mówić: „Jestem”. To dziedzictwo żyje w pracy zespołu hospicjum, w opowieściach wolontariuszy, w wdzięczności rodzin i w świadectwach tych, którzy przeszli przez doświadczenie straty.
Jego obecność – choć krucha ciałem – była pełna mocy. Właśnie dlatego wciąż inspiruje młodych, ludzi poszukujących i niewierzących. Uczył, że można się różnić i nadal być dla siebie dobrzy. Że empatia to nie czułostkowość, ale odwaga zobaczenia kogoś naprawdę.
Książki i rozmowy, które zostają
„Życie na pełnej petardzie„, „Grunt pod nogami” czy rozmowy publikowane po jego śmierci to nie są tylko tytuły – to mapy po trudnym terenie. Kiedy brakuje słów, wracamy do jego krótkich zdań: żeby się nie bać, żeby nie marnować czasu, żeby z czułością traktować własną kruchość. Te książki dobrze działają jak plaster – nie udają, że nie boli, ale pomagają oddychać w bólu.
Najpiękniejsze myśli o życiu i miłości
Poniżej wybór krótkich myśli, które trafiają w samo serce. To zdania proste, ale dzięki temu – najbardziej prawdziwe.
„Miłość to obecność.” Być przy kimś, nawet gdy brakuje nam słów.
„Nie marnuj czasu.” Życie jest dziś – nie „kiedyś”.
„Wszystko jest łaską.” Nawet to, czego nie rozumiemy.
„Bądź delikatny dla swoich ran.” Słabość nie odbiera godności.
„Dobro jest uparte.” Małe gesty robią wielką różnicę.
„Zobacz człowieka, nie etykietę.” Człowieczeństwo ponad podziałami.
„Kochać to decyzja.” Emocje mijają, wierność zostaje.
Finał: lekcja odwagi na nasze czasy
Kiedy myślimy o ks. Janie, w pamięci zostaje uśmiech i spokojne „nie panikujmy”. On naprawdę wierzył, że sens jest większy niż strach. I że miłość – ta zwykła, codzienna – potrafi unieść nawet ciężar ostatnich dni. Dlatego jego historia to nie opowieść o śmierci, ale o życiu. O tym, jak żyć w prawdzie, z czułością dla siebie i innych.
Jeśli mamy zabrać ze sobą jedną myśl, niech to będzie ta: „Bądź. Tu i teraz. Całym sercem.”
Dlaczego jego opowieść jest nam dziś potrzebna?
Bo w świecie głośnych zdań przypomina o ciszy. Wśród pędu – o uważności. Wśród podziałów – o delikatności. I uczy, że odwaga zaczyna się od prostych gestów: telefonu do dawno niesłyszanego przyjaciela, przytulenia dziecka „bez powodu”, kubka herbaty postawionego przy łóżku kogoś, kto nie ma siły wstać.
Bio ks. Jana Kaczkowskiego – najważniejsze fakty z życia
- Data i miejsce urodzenia: 19 lipca 1977 roku, Gdynia.
- Rodzina: syn Józefa i Joanny Kaczkowskich; wychowany w rodzinie pełnej ciepła i szacunku do nauki oraz drugiego człowieka.
- Wykształcenie: absolwent Gdańskiego Seminarium Duchownego; doktor teologii moralnej, bioetyk.
- Święcenia kapłańskie: przyjął w 2002 roku w diecezji pelplińskiej.
- Działalność społeczna: współtwórca i dyrektor Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, miejsca, w którym towarzyszył osobom terminalnie chorym.
- Diagnoza choroby: w 2012 roku wykryto u niego glejaka mózgu; o chorobie mówił publicznie, oswajając lęk i tabu wokół śmierci.
- Działalność medialna i edukacyjna: prowadził liczne rekolekcje, spotkania z młodzieżą i konferencje o etyce oraz godności życia.
- Publikacje: autor i współautor książek, m.in. „Życie na pełnej petardzie”, „Grunt pod nogami”, „Szału nie ma, jest rak”.
- Styl przekazu: znany z autoironii, poczucia humoru i odwagi mówienia o wierze w sposób prosty, szczery i ludzki.
- Śmierć: zmarł 28 marca 2016 roku w Sopocie, w wieku 38 lat.
- Dziedzictwo: pozostawił po sobie Puckie Hospicjum oraz inspirujące przesłanie o miłości, prawdzie i godnym życiu mimo choroby.
Źródła inspiracji i weryfikacji faktów:
(1) https://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Kaczkowski_(1977%E2%80%932016)
(2) https://www.chillizet.pl/kultura/ks-jan-kaczkowski-10-najpiekniejszych-cytatow-o-zyciu-i-milosci
(3) https://www.znak.com.pl/autorzy/jan-kaczkowski-12780
„Życie na pełnej petardzie” | ks. Jan Kaczkowski [Video]
FAQ na temat ks. Jana Kaczkowskiego
- Kim był ks. Jan Kaczkowski?
Ksiądz Jan Kaczkowski (1977-2016) był duchownym katolickim, bioetykiem, doktorem teologii moralnej i współtwórcą Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. Był znany z otwartości, empatii i niezwykłej odwagi w mówieniu o chorobie i śmierci. - Na co chorował ks. Jan Kaczkowski? Dlaczego kulał?
W 2012 roku zdiagnozowano u niego glejaka mózgu – nowotwór o bardzo złym rokowaniu. Chorował cztery lata, zachowując poczucie humoru i dystans do siebie. O swojej chorobie mówił otwarcie, by pomagać innym oswajać lęk przed śmiercią. - Jakie książki napisał ks. Jan Kaczkowski?
Jest autorem i współautorem kilku ważnych publikacji, m.in.: „Życie na pełnej petardzie”, „Grunt pod nogami”, „Szału nie ma, jest rak” oraz „Dasz radę”. W swoich książkach łączył refleksję duchową z poczuciem humoru i codzienną mądrością. - Czym było dla niego Puckie Hospicjum?
Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio to dzieło jego życia – miejsce, gdzie chorych traktuje się z godnością i czułością. Kaczkowski był jego współtwórcą i dyrektorem, sam też towarzyszył pacjentom w ich ostatnich chwilach. - Jak wyglądały jego ostatnie dni?
W ostatnich tygodniach życia pozostawał pogodny i spokojny. Jego ostatnie zdjęcia pokazują człowieka pogodzonego z losem, pełnego pokoju i wdzięczności. Zmarł 28 marca 2016 roku w Sopocie. - Co pozostawił po sobie ks. Jan Kaczkowski?
Zostawił po sobie Puckie Hospicjum, książki, liczne nagrania, a przede wszystkim przesłanie o miłości, odwadze i godnym życiu. Dla wielu ludzi stał się symbolem wiary przeżywanej prawdziwie – bez strachu i bez udawania.

